Drugi tydzień treningów za mną…2/16

Za mną drugi tydzień realizacji maratońskiego planu. Decyzja o zaprzestaniu dodatkowych treningów Insanity była strzałem w dziesiątkę. Podczas tego tygodnia nogi były o niebo lżejsze i nie czułem większego zmęczenia, czy to przy interwałach czy przy tempach. Póki co plan mi się bardzo podoba, a najbardziej nie mogę się doczekać interwałów. Tym razem miałem zaplanowane 1600m rozgrzewki, następnie 4 x 800m (w tempie 4:36/km) z 2min. odpoczynku, który spożytkowałem na lekki trucht, ze względu na niską temperaturę nie chciałem się zatrzymywać. Rozgrzewkę zrobiłem w tempie 5:56/km, nie pobiegłem na stadion…bo było za daleko 🙂 Nie bardzo miałem czas na wydłużanie dystansu, więc postanowiłem się pokręcić po osiedlu. W wykonywaniu szybkich akcentów nie pomagał zalegający śnieg na chodnikach, w którym strasznie się zakopywałem, a jak trafiłem na odcinek bez niego to się ślizgałem :/ Pierwsze 800m wyszło tempem 4:41/km, głównie przez to, że zrobiłem kilka dziwnych zakrętów z poślizgami. Kolejne osiem-setki przebiegłem w miarę prostymi fragmentami chodników i wyszły kolejno po 4:34/km, 4:30/km, 4:38/km i 4:29/km. W planie były 4 interwały, ale postanowiłem dorzucić jeszcze jeden promocyjnie jako rekompensata dwóch nie mieszczących się w czasie. 🙂 Trening zakończyłem biegiem schładzającym (przy ujemnej temperaturze to nawet szybszy trucht spełniał by tą rolę) trwającym 10 minut (1596m po 6:16/km).

Kolejny trening tego tygodnia przypadł we czwartek i przewidywał 1500m easy (6:02/km), 8km @ MP (5:36/km) i 1500m easy (6:02/km). Postanowiłem pobiec częściowo przez las, ponieważ tego dnia wiało, co powodowało, że temperatura ok. -6st.C była odczuwana, jakby było z -15. Bieg bardzo przyjemny, ścieżki częściowo rozjeżdżone przez pojazdy leśniczego, albo ekip pracujących przy wycince drzew. Po drodze miałem zaszczyt spotkać jelonka i sarenkę, które słysząc jak dyszę czmychnęły w głąb lasu. 🙂 Tempa, które udało mi się wybiegać, tradycyjnie są lepsze od zakładanych, a mianowicie pierwszy odcinek 1500m przeleciałem po 5:53/km, drugą 8km część 5:26/km i ostatnią 5:55/km. Przy dłuższych odcinkach jakoś trudniej jest mi wstrzelić się w tempo z planu, więc wolę je troszkę szybciej pokonać.

Trzeci trening, którym było długie niedzielne wybieganie, zaplanował niezawodny Artur. 🙂 Nie miałem pomysłu na trasę, a że lepiej mi się pokonuje takie odcinki w towarzystwie, zdecydowałem się pobiec z nim. 🙂 Wykombinował, że pojedziemy pociągiem do Witkowa Śląskiego i stamtąd ruszymy biegiem w kierunku jego domu, gdzie zostawiłem swój wehikuł. 🙂 Fajny pomysł, pobieżnie rzuciłem okiem na trasę, którą zaplanował i przystałem na to. Spotkaliśmy się ok godziny 8 i udaliśmy się na dworzec, tam w miarę punktualnie odjechaliśmy w kierunku miejsca naszego startu. Po drodze dosiadł się Michał,Artura kolega, w sumie teraz to chyba też już mój. 🙂 Wysiedliśmy na stacji docelowej, która okazała się w szczerym polu… 😉 klimatycznie. Mój plan przewidywał tempo 6:02/km, więc ruszyliśmy spokojnie, chłopaki po drodze rozmawiali ja skupiałem się na tym, żeby się za szybko nie zasapać. Pierwsze kilometry bardzo przyjemne, teren w miarę płaski, aż do 8km, gdzie trafiłem na ścianę!!! Droga zaczęła się nachylać w przerażającym dla mnie tempie (patrz poniżej na profil).

Jakby tego było mało, śnieg sięgał do połowy piszczeli, a droga coraz bardziej stroma. Okolica nosi nazwę „Ptasi śpiew”, hmmm dosłownie był to śpiew w moim wykonaniu. Nie wytrzymałem i przeszedłem do marszu. Czułem jak moje łydki i ścięgna Achillesa robią się sztywne i zaczynają boleć. Fju, fju…nie spodziewałem się takiego podbiegu. Na jakieś 100m od szczytu zbiegł do mnie Michał, pewnie sprawdzić czy żyję. Mówię mu, że przecież Artur zna mój poziom i funduje mi taką niespodziankę na trasie. To powiedział, że poziom nie jest zły, to jest po prostu ściana (wyszło, że na 200m było 40m przewyższenia) 😉 Obejrzałem się za siebie i rzeczywiście stroma ścieżka. Na górze zatrzymaliśmy się i Arturrro poczęstował nas z termosu ciepłą wodą z sokiem, kilka fotek i dalej tym razem w dół.  Przedzieraliśmy się przez głęboki śnieg, aż dotarliśmy do asfaltowej drogi. Po ok. 15km opuścił nas Michał i udał się do domu, a my pobiegliśmy dalej przez Boguszów-Gorce do Unisławia Śląskiego. W międzyczasie zaliczyliśmy dwa dość długie podbiegi, ale i na końcu 2,5km zbieg. Pod koniec czułem ból lewego kolana, ale jakoś dotarłem do końca naszej wycieczki. Mam nadzieję, że to nic poważnego, na pewno przekonam się o tym we wtorek podczas interwałów. Niedzielne wybieganko zakończyłem z tempem 6:09/km, co uważam za sukces, biorąc pod uwagę stopień trudności trasy i warunki pogodowe. 🙂

Podsumowanie II tygodnia:

wtorek R#1 czwartek R#2 niedziela R#3
PLAN 1600m warm-up
4 x 800m (4:36/km) – 2min. RI
10 minut cool-down
1500m easy (6:02/km)
8km @ MP (5:36/km)
1500m easy (6:02/km)
24km @ MP + 28sek./km
(6:04/km)
BYŁO 1600m (5:56/km) rozgrzewki
5 x 800m (4:41,4:34,4:30, 4:38,4:29) – 2min. RI (ok. 200m)
1600m (6:16/km) schłodzenia
1,5km easy (5:53/km)
8km @ MP (5:26/km)
1,5km easy (5:55/km)
24km @ MP + 28sek./km
(6:09/km)

 

Zdjęcia z treningu:

2 765 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *