Nieuchronnie zbliża się data pierwszego startu w tym roku. Podobnie jak w poprzednim będzie to półmaraton w Sobótce. Chętnie pobiegłbym w Warszawie i spotkał się z koleżankami i kolegami z Blogaczy i nie tylko, ale nie ma to sensu z ekonomicznego punktu widzenia. Impreza organizowana jest między feriami zimowymi w szkole, a świętami wielkanocnymi i trzeci z rzędu wyjazd do Stolicy jest bezsensu. :/ Praktycznie pod nosem mam fajną imprezę, co prawda nie jest zbyt płaska, ale to nawet lepiej. 🙂 Półmaraton Ślężański będzie moją ostatnią próbą przed występem w Dębnie na koronnym dystansie. Ciekaw jestem jaki będzie finał moich przygotowań, które toczą się bez konkretnego planu. Obrany jest tylko szkielet nakreślony przez Jacka Daniels’a, a konkretne treningi są ustawiane z tygodnia na tydzień (czasami z dnia na dzień). Przez ostatni czas sporo było odcinków w pagórkowatym terenie, ale to z myślą o czerwcowych Mistrzostwach Europy i lipcowym Maratonie Gór Stołowych. Oby zdobyta siła na podbiegach dała mi moc na płaskim maratonie. 😉
Jak tak się przyjrzę swoim treningom i porównam je z treningami chociażby sprzed 2 miesięcy, to stwierdzam, że biegam szybciej i dłużej. Wcześniej były lekkie problemy z motywacją i stąd małe tygodniowe przebiegi, ale szybkości nie oszukam. 😉 Do tego wszystkiego, biegając szybciej czuję się bardziej komfortowo. Nie mam zadyszki, kiedy biegnę tempem 5:00/km i jednocześnie rozmawiam. 😉 Jest super i będzie jeszcze lepiej…mam taką nadzieję. Poniżej dwa tygodnie w streszczeniu.
wtorek, 25.02.2014r.
Pobudka o 5:30 i jazda na trening zaplanowany na godzinę 6. Wow, udało się pierwszy raz w tym roku wyjść na trening o tak nieludzkiej porze. 😉 Na początek rozgrzewka 4km dookoła osiedla (5:33/km) i dobiegnięcie do tartanowej bieżni. Na niej były interwały w ilości 4x1000m w tempie 4:17-4:19/km i 350m w 1:20. 😉 Powrót do domu jako schłodzenie 2km. Tego dnia miałem gości z Mazowsza, więc zaliczyliśmy jeszcze spacer w Czechach na Górę Ostasz. 😉
czwartek, 27.02.2014r.
Po wolnej środzie wspólnie ze Sławkiem postanowiliśmy zrobić trening siłowy. Pobiegliśmy do naszego pagórkowatego lasu, gdzie zrobiliśmy 10 odcinków 60m w górę po 17sekund. Krasus poinformował mnie, że te podbiegi powinny być minimum 100m, żeby przyniosły efekty…więc dostosuję się do tej cennej wskazówki przy kolejnym tego typu treningu. Dorzuciliśmy jeszcze po 5 skipów i wieloskoków i wróciliśmy na miękkich nogach, ale dłuższą drogą do domu (5km). Dzień zakończony z ogólnym dystansem 10km.
piątek, 28.02.2014r.
Ostatniego dnia miesiąca, wybrałem się z myślą zaliczenia biegu spokojnego. Tak się zaczęło, ale skończyło inaczej…szybciej. Jakoś tak mi nogi ładnie podawały tempo, może to po treningu siłowym z poprzedniego dnia. Czułem, że jestem w stanie biec i biec i biec…ale po 10km musiałem powiedzieć BASTA! W niedzielę zaplanowany mieliśmy ze Sławkiem, Grześkiem i Zbyszkiem długie wybieganie, więc chciałem się oszczędzić. Dyszka wyszła jak bieg z narastającą prędkością, a średnie tempo zatrzymało się na poziomie 5:05/km.
niedziela, 02.03.2014r.
W dniu moich imienin wybraliśmy się ze Sławkiem na wyjazdowy występ do Strzegomia. Grzesiek i Zbyszek mieli nam pokazać swoje trasy, a że są one w miarę płaskie, to pasowało na długie wybieganie. To była też próba dla moich nowych butów, jak się zachowają na dłuższym dystansie. Cała trasa wyrysowała kształt wieloryba i rzeczywiście była płaska, poza chyba dwoma podbiegami, z których drugi na około 23km dał mi trochę w kość. Zaplanowane tempo było moim docelowy na maratonie, czyli 5:20/km. Od samego początku Grzesiek lał na mnie kubeł zimnej wody, przypominając o tempie. Nogi same wyrywały mi się do przodu, najbardziej po ok. 20km. Nie mogę popełnić tego błędu podczas startu, żeby podpalić się i nie wyrwać za tłumem. 😉 Po 10km, jeden z butów był już zakrwawiony, niestety jakiś nie opiłowany kawałek paznokcia pocierał o sąsiedni palec i z lekka go przeciął. Całe szczęście nic nie czułem, tylko obserwowałem jak plama na bucie się powiększa. 😉 Po zamknięciu naszej pętli, Sławek stwierdził, że kończy trening na 25km. Poprosiłem Grześka żebyśmy dokręcili do 30km – odparł, że okej, ale przyśpieszymy, żeby za symulować maratońskie zmęczenie. Cały trening wyszedł ze średnim tempem 5:10/km, natomiast ostatnie 5km to 4:59, 5:03, 5:03, 4:48 i 4:39/km!!! Szok ;). na ostatnich 2km zmagałem się z mega kolką i ślizgających się od krwi w bucie palcach.
wtorek, 04.03.2014r.
Na kolejne wtorkowe interwały wybrałem się na sąsiednie osiedle na stadion. Nie jest to bieżnia tartanowa, a żużlowa…czy coś w tym rodzaju. Jej plusem w stosunku do nowej koło mojego domu jest jej obwód…330m. Nie lubię kręcić się za dużo w kółko i na niej odcinek 1000m robię w 3 z małym haczykiem. Po 3km spokojnego biegu byłem na miejscu, gdzie zrobiłem 5x1000m po 4:05-4:17/km. Kiedy robiłem ostatni interwał spotkałem kolegę Jarka Cynara, który dał mi kilka cennych uwag do moich treningów. Do domu wróciłem okrężną drogą i dokręciłem 7km, co dało 15km dziennego przebiegu. 😉
środa, 05.03.2014r.
Następnego dnia pobiegłem do lasu, żeby zaliczyć bieg spokojny po wczorajszym dniu. Zacząłem za mocno, bo sporo poniżej 5min/km i po 5km moje nogi stwierdziły, że zrobią się miękkie. Cały trening miał 10km po 5:03/km, czyli wygląda na dość mocny, ale druga część była walką o powrót do domu w biegu ;).
sobota, 08.03.2014r.
Po dwóch dniach przerwy, które dobrze zrobiły na moje zmęczone mięśnie, wybrałem się ze Sławkiem na Trójgarb. To jest ten masyw, na którym w zeszłym roku skręciłem kostkę i przez który nie pojechałem na maraton do Poznania. Wycieczka miała na celu wymazanie złych wspomnień. 😉 Przy okazji był to bardzo mocny górski trening z dłuuuugimi podbiegami, które do końca dnia czułem schodząc i wchodząc po schodach. Wyszło 25km ze średnim bardzo dobrym myślę tempem 5:46/km.