28. Uliczny Bieg Sylwestrowy-Trzebnica 2012

28. Uliczny Bieg Sylwestrowy-Trzebnica 2012

Jeśli kiedyś, ktoś by mi powiedział, że w sylwestra, w ten ostatni dzień roku, będę biegał w zorganizowanym biegu, to bym go wyśmiał. 🙂 O biegu dowiedziałem się przez przypadek, kiedy to któryś z naszych lokalnych biegaczy ogłosił na FB, że ruszyły zapisy. Pomyślałem sobie, co mi szkodzi…przecież i tak siedzimy w domu. 🙂 Start był zaplanowany na godzinę 12. Umówiłem się z Marcinem Jagielliczem i Patrykiem Łazarskim o 8:30. Całe szczęście, że wyjechaliśmy z zapasem czasu, ponieważ trochę po drodze pobłądziliśmy. W sumie to za pierwszym razem zagadaliśmy się trochę i przegapiliśmy zjazd z autostrady. Patryk coś wspominał, żeby zjechać, ale jakoś mi nie wyszło. 🙂 Później na obwodnicy Wrocławia nie było znaku na Trzebnicę i kolejny raz przejechaliśmy zjazd. 🙂 Kiedy dojechaliśmy do celu, zajęliśmy pierwszą wolną miejscówkę niedaleko kościoła. Gdzie jak gdzie, ale tutaj samochód będzie najbezpieczniejszy. Udaliśmy się do biura zawodów po pakiety startowe. Wyszło na jaw, że nie mam ani dowodu osobistego, ani prawa jazdy. He he, jak się później okazało nie miałem tych dokumentów przez całe nasze świąteczne podróże. Czekały grzecznie na mnie w plecaku biegowym po ostatniej wycieczce z Arturem w Czechach. W biurze zawodów miłe zaskoczenie, w pakiecie była koszulka techniczna i mała buteleczka wina musującego, przy startowym w kwocie 40PLN. 🙂 Po odebraniu numerów, poszliśmy do samochodu…mi się spieszyło, ponieważ zostawiłem w uchwycie w samochodzie telefon, a wiadomo. kościół kościołem a szybę można stracić. 🙂 Przebraliśmy się i ruszyliśmy na rozgrzewkę. Zrobiliśmy niewielką pętlę, częściowo po trasie, ale pod prąd i udaliśmy się na start. Ten się lekko opóźnił, ponieważ organizator wycofał cały peleton za mażoretki i orkiestrę dętą. 🙂 Parę minut po godzinie 12, wszyscy ruszyliśmy na linię startu. Ustawiłem się z kolegą Mateuszem i postanowiliśmy biec razem, jako że chcieliśmy osiągnąć podobny wynik. Nie przygotowywałem się do tego biegu specjalnie, raczej chciałem go zaliczyć rekreacyjnie, bez większej spinki. W głowie jednak świtał pomysł, że może jednak pokusić się na złamanie 50-ciu minut. Pomyślałem, że się zobaczy w praniu, jak długo będę w stanie utrzymać tempo poniżej 5min/km. Wszakże za nami święta, na których się nie oszczędzałem. 🙂 Ruszyliśmy…!!! Na starcie zaczęło się od ścisku. Trzebnica jest małą miejscowością i uliczki są wąskie, a na starcie ponad 1200 osób. Daliśmy z Mateuszem jednak radę przedrzeć się w niezłym tempie do momentu rozciągnięcia peletonu. Mój zapał na złamanie 50-ciu minut ostygł trochę, kiedy okazało się, że nie jest to trasa do końca taka płaska. Zawierała dwa dosyć solidne podbiegi, co dawało 4:), ponieważ trzeba było zaliczyć dwie pętle po 5km. Jak widać najszybsze tempo było na początku kiedy to staraliśmy się ominąć największe skupisko startujących zawodników. Do końca 4km mój bieg dawał nadzieję na uzyskanie mojego wymarzonego czasu, ale pod koniec pierwszej pętli pojawił się podbieg, który nie był bardzo długi, ale za to miał spory kąt nachylenia. Trochę poczułem się po nim sponiewierany :/. Na drugiej pętli starałem się przyśpieszyć, to znowu drugi podbieg dał mi w kość na 7km. Po nim wiedziałem, że złamania bariery nie będzie, ale mogę zawsze powalczyć o nowy rekord życiowy. Na ostatnich 3km trochę się pozbierałem i na 8km udało mi się nawet zejść poniżej 5min/km, żeby na ostatnim odcinku ponownie dostać kopa w cztery litery kiedy pokonywałem ostatni podbieg. 🙂 Na tym odcinku widziałem, że Marcin i Patryk idą sobie w najlepsze już po zmaganiach, szybko ściągnąłem rękawiczki i czapkę i im rzuciłem. Pogoda tego dnia nie odpowiadała porze roku. Wbiegłem na metę zmęczony jak nigdy. Formy startowej nie mam, ale w rezultacie udało mi się ustanowić nową „życiówkę” na dystansie 10km51:28. Jak na trasę o takim profilu uznaję wynik jako zadowalający. Kolega Mateusz w trakcie drugiej pętli odszedł mi na odległość ok. 300m i nie byłem w stanie do niego dociągnąć. Jemu brakowało, jednak duuużo mniej do pięćdziesiątki…50:07. Odebrałem medal i poszliśmy do samochodu. Mając w świadomości brak dokumentów, w drodze powrotnej jechałem nadzwyczaj przepisowo. 🙂



Słowem podsumowania, zawody godne polecenia od strony organizacyjnej, jak również świetnego klimatu. Wydawałoby się, że jest to kameralny bieg w małej miejscowości i niewiele można się spodziewać, a już na pewno nie takiej frekwencji. Z roku na rok organizator dokłada wszelkich starań, żeby spopularyzować bardziej ten event i wychodzi mu to dobrze. W tej edycji bieg ukończyło 1208 zawodniczek i zawodników (tj. 10% całej populacji Trzebnicy). Trasa ciekawa, a zarazem wymagająca. Piękny medal na mecie i małe winko musujące, żeby w domu po świętować życiowy rekord. 🙂 Wszystko, patrząc na opłaty podobnych biegów, za jedyne 40pln. 🙂

Trochę statystyk:

Zawodnik Miejsce OPEN 2,5km 5km 7,5km 10km
Radek Mękal 698 / 1208 12:52 / 632 25:10 / 656 39:11 / 694 51:28

 

Wyniki moich kolegów:
Patryk Łazarski (27/1208) – 36:38
Marcin Jagiellicz (63/1208) – 38:31
Mateusz Kiziorek (612/1208) – 50:07

Zdjęcia, które udało się uzyskać :):

916 comments

Comments are closed.