30. Uliczny Bieg Sylwestrowy Trzebnica 2014

30. Uliczny Bieg Sylwestrowy Trzebnica 2014

Chyba można nazwać tradycją moje starty w Trzebnicy ostatniego dnia roku. Spodobało mi się w ten sposób kończyć biegowy rok, w towarzystwie znajomych i nie kolidując z rodzinnym spędzeniem Sylwestra z rodziną. W moich relacja z poprzednich edycji opisywałem trasę, jako nie przychylną nowym rekordom życiowym na dystansie 10km. Nie należy ona do płaskich. Są to dwie pętle po 5km, na których znajdziemy dwa dość męczące podbiegi. Nie są one bardzo długie, ale dają w kość. Jeśli ktoś nie wplatał w swoje treningi siły biegowej to może mieć problem z utrzymaniem przyzwoitego tempa. Dla porównania dla tych, którzy brali udział w Biegu Powstania Warszawskiego, tam gdzie jest zbieg na ul. Karowej, trzeba by było zrobić połowę podbiegu z Sanguszki. 😉 O…dwie pętelki z dwoma podbiegami każda. Tak się składało, że moje dwa poprzednie starty kończyły się „życiówkami”, ale to nie dziwi jeśli były one w okolicach 50minut. Jestem jeszcze na tym etapie mojej amatorskiej drogi biegowej, że przy realizacji kolejnych planów każdy mój start powinien kończyć się rekordem. Teoretycznie. 😉 Tym razem plan i taktykę miałem trochę inną. Oczywiście rekord trasy miałem w zamiarze pobić (wynik z 2013r. 47:41), ale życiówki z „powstania” (44minuty) raczej ruszać nie chciałem. W głowie ułożony miałem prosty plan…pierwsze 2km biegnę po 4:40/km, a resztę ze średnią 4:30/km. Na mecie powinienem zalogować się z czasem w granicach 45:20. Oczywiście plan w głowie to jedno, a życie drugie…pobiegłem tak jak się czułem i w momencie startu nie pamiętałem już o moim wcześniejszym pomyśle. 😉

Ze Sławkiem przed startem.

Ze Sławkiem przed startem.

Do Trzebnicy ruszyliśmy w składzie Ja, Sławek Szarafin, Darek Kalisz i kolega z Jedliny Robert Kubiak. Ze Sławkiem wiedzieliśmy na jakim poziomie nasza trójka biega, ale zagadką był Robert, którego dopiero poznaliśmy. Jak się po drodze okazało…kolega jest kilka leveli wyżej od nas ;). Rekord z maratonu ma dość okazały, bo w okolicach 2:40, a 10km w granicach 35 minut to żaden problem. Bardzo miło było posłuchać o jego przygotowaniach, oczywiście nie omieszkaliśmy sypnąć kilkoma pytaniami, bo nie ma nic lepszego jak wywiad z osobą, która własną pracą doszła do wspaniałych wyników. Żeby Darkowi smutno nie było, to też jesteśmy dumni z jego maratońskiego wyczynu (2:57). 🙂

Jak już mamy w zwyczaju, na miejsce dojechaliśmy ze sporym zapasem czasu. Miejsce parkingowe od trzech lat to samo, pod kościołem skąd mieliśmy ok. 300m do hali sportowej. Pakiety odebrane bezkolejkowo, ale w nich czekała na nas niespodzianka w postaci wielkich koszulek. 😉 Do tej pory były fajnie dopasowane, że jak brałem M to leżała jak szyta na miarę. Tym razem eMka wygląda jak XL-ka z bardzo głębokim dekoltem ;). Lubiłem wykorzystywać ich wdzianka na zimowo-jesienne treningi, ale z tej edycji chyba to się nie uda. Również w tym roku zabrakło symbolicznego szampanika…może to kwestia posuchy u sponsorów. Trudno, nie dla niego tu przyjechałem, pisze żeby pokazać co się zmieniło. 🙂 Zastanawialiśmy się jak zorganizować sprawę z depozytem i doszedłem ze Sławkiem do wniosku, że nie będziemy go zostawiali w biurze, tylko po biegu przebierzemy się w samochodzie. Darek i Robert spakowali ciuchy w worki i oddali je na sali. Kto dokonał lepszego wyboru?? Nie uprzedzajmy faktów.

Smashing Pąpkins są wszędzie. :D

Smashing Pąpkins są wszędzie. 😀

Pokręciliśmy się jeszcze trochę po hali, bo tam było najcieplej i postanowiliśmy ruszyć na powietrze, żeby rozpocząć rozgrzewkę. Zabraliśmy Darka w okolice dłuższego podbiegu, ale większego wrażenia na nim nie zrobił. To jest twardziel i byle wzniesienia go nie zaskakują. Potruchtaliśmy tak ze 2,5km i poszliśmy w kierunku startu. Doszedłem do wniosku, że z biegiem lat ulica, na której jest umiejscowiony start jest trochę za wąska. Postaliśmy chwilę przed elitą biegu, bo jeszcze jakiś znajomy się napatoczył, z drugiej strony inny…także dobre 10 minut spędzone na szpicy stawki. 😉 Przecisnęliśmy się jakieś 10 metrów w głąb tłumu i …dalej się już nie dało. CIASNO!!! Przez głośniki ktoś nawołuje, żeby się przesunąć dalej za linię mety, ale jakoś nie było efektu. Godzina startu mija, a my stoimy. Lekki chaos nastąpił w związku z tłumem i tym, że spora grupa osób ustawionych na przodzie nie mieści się przed linią startu. Nawet się nie zorientowałem jak bieg ruszył. Jak się okazało, przedstawiciel organizatora bez mikrofonu (megafonu) rozpoczął bieg. 😉

Pierwsza pętla…

Ciężko było na początku wejść w rytm, ponieważ tłum doskonale utrudniał robotę. Nie lubię tego momentu, kiedy tempo jest szarpane i trzeba zygzakiem biegać praktycznie po całej szerokości ulicy. Kiedy skupiłem się na tym slalomie, zapomniałem całkowicie o swoim założeniu taktycznym. Zamiast biec 4:40, to pierwszy kilometr przeleciał w 4:20. W tą pogoń rzuciłem się z Piotrkiem Nowakiem, który dodatkowo filmował zmagania na trasie. Powiedziałem mu, że jest za szybko, ale nawet nie zareagował. 😉 Nie widziałem, gdzie jest Sławek i Darek…teraz przed nami pierwszy podbieg, który ciągnie się przez ok. 800m, w których 200m jest o znacznym nachyleniu. Starałem się cisnąć jak najlepiej mogę, ale też nie za szybko, żeby na szczycie nie wyzionąć ducha. Udało się zaliczyć drugi kilometr w 4:32. Teraz czeka nas powolne obniżanie wysokości. Da się przycisnąć, ale trzeba to robić z głową, ponieważ ostatni kilometr pętli zawiera drugi podbieg. Oczywiście moje tempo wzrosło i kolejne dwa kilometry pokonałem odpowiednio po 4:15 i 4:20. Muszę przyznać, że biegło mi się komfortowo. Zmieniłem trochę taktykę, bo pierwsza legła w momencie startu. Bawiłem się w łowcę i upatrywałem ofiarę, którą mozolnie starałem się dogonić i „połknąć”. Nie myślałem o zmęczeniu tylko o tym, że prędzej czy później ją dogonię. 😉 Jako że po pierwszych 2,5km, gdzie był pierwszy międzyczas, stawka się już ustaliła i bieg rozciągnął na tyle, że tych ofiar miałem stosunkowo mało. Ostatni kilometr pętli zaczyna się u podnóża drugiego podbiegu. Tutaj zarejestrowałem kontakt ze Sławkiem, który jest mocny pod górę i kątem oka widziałem jak mnie wyprzedza. Zmobilizowało mnie to na tyle, że też przyśpieszyłem. Chłopaki dostrzegli przed nami Darka – mieliśmy do niego jakieś 50m. Przypuściłem atak, wyprzedzając Sławka i zostawiając go z Piotrkiem. Więcej już ich nie widziałem. Za podbiegiem zaczynał się zbieg w kierunku mety, ale nas czekała jeszcze jedna pętla. Przycisnąłem za Darkiem, kiedy go dogoniłem powiedziałem, żeby prowadził. Wiem, że jest mocny i da radę, ale chyba nie tego dnia, bo też widziałem go już ostatni raz podczas tych zawodów na trasie. Mijam 5km i z międzyczasu wynika, że przez ostatnie 2,5km połknąłem 3 ofiary. Na tym pierwszy okrążeniu musiałem biec w wyrównanym gronie.

Druga pętla…

Otwarcie finałowej pętli było bardzo podobne, wolniej zaledwie o 3 sekundy. W nogach zmęczenia nie czuję, oddech miarowy…jest bardzo dobrze. O dziwo, a może nie o dziwo…może to normalne jeśli utrzymuję stałe tempo…zaczynam wyprzedzać. Kolejne ofiary schrupane, jak to pięknie działa na motywację. Zaczynam podbieg, ten krótszy, ale mozolny bo zaczyna się od łagodnej wersji i powoli przybiera na sile. Tutaj zaliczam najwolniejszy odcinek (4:41). Moje płuca dostały po garach, ale cisnę dalej. Na ostatnim punkcie pomiarowym przed metą (7,5km) melduję się na 274 miejscu. To oznacza tyle, że przez 2,5km wyprzedziłem 9 osób, ale po analizie wyników oznacza to, że moja pozycja do mety się nie zmieni. Mogłem jeszcze kogoś wyprzedzić, ba, robiłem to, ale również dałem się wyminąć. Zaskakujące dla mnie jest to, że ja dalej nie czuję wielkiego zmęczenia. Oddech jest już przyśpieszony, ale nogi pracują i w płucach zapas jest. W okolicach 8km popatrzyłem na gościa ze Świdnicy, którego doganiałem, a on skręcił na chodnik i kiedy my biegliśmy po łuku asfaltem on pomykał po wewnętrznej. Miałem to gdzieś, bo o pudło nie walczymy, a ja biegnę na swój wynik, ale dzięki swojemu „przekrętowi” wyprzedził 3-4 osoby. Czemu tak zrobił…może o coś walczył w kategorii…nie wiem i nie pochwalam takich zachowań. On dyszki nie przebiegł, czy może mówić np. o rekordzie życiowym na tym dystansie? Nic to…biegnę dalej. Włączyłem jakby turbo motorek i nitro w jednym. Ósmy kilometr łyknąłem w 4:13, a dziewiąty w 4:20 i nawet nie próbowałem sobie tłumaczyć dlaczego przed biegiem przystałem na inna taktykę niż lecieć ile fabryka pozwoli. 😉 Kiedy wpadłem na ostatni podbieg zaczynałem trochę odczuwać trudy trasy i na samym wdrapywaniu się straciłem ładnych parę sekund. Na początku górki moje tempo na paręset metrów było w granicach 6min/km, ale co zrobił Radziu….Radziu znowu włączył turbo motorek i przyśpieszył. Aleeee jak przyśpieszył. Tak, że wyciągnął średnie tempo z dziesiątego kilometra do 4:10. A jakim sposobem..a takim, że na zbiegu do mety sprowokował go inny biegacz i zapier… po 3:30, a ostatnie 200m poniżej 3min. 😉 Czas netto 43:52, co jest oczywiście moim nowym rekordem trasy i nowym PB na dystansie 10km. 🙂 Poprawiony co prawda o 8sek, ale jak na obecny etap przygotowań i profil trasy, wynik mnie satysfakcjonuje.

Sławek i Ja po biegu. Robert i Darek czekają po depozyt ;).

Sławek i Ja po biegu. Robert i Darek czekają po depozyt ;).

Podsumowanie…

Jeśli chodzi o wynik i mój bieg, jestem z niego zadowolony. Niestety porównując lata poprzednie, tym razem organizator trochę się pogubił. Wspominałem na początku o depozytach…to chyba była czara goryczy, która się przelała. Darek czekał na odbiór swoich rzeczy ok. godziny. W poprzednich edycjach na ten cel przeznaczono chyba 3 pomieszczenia i odbiór wartości trwał nie dłużej jak 5 minut. Teraz rozstawili kilka stolików w rogu hali. Druga sprawa to start. Wydaje mi się, że z roku na rok przybywa zawodników i umiejscowienie linii startu w wąskiej ulicy jest już przeżytkiem. Do tego chaos podczas rozpoczęcia biegu. Nie jest to impreza, która debiutuje, a popełniała błędy jak nowicjusz. Postanowiłem odpocząć w nowym sezonie od Trzebnicy. W domu na pewno się ucieszą. 🙂

Statystyki…

Na uwagę zasługuje druga pętla (5km), którą pobiegłem szybciej niż pierwszą. Jeśli liczą się rekordy z międzyczasów, to nowy na dystansie 5km byłby 21:35 – z takim czasem zakończyłem drugą pętlę. Na podstawie zestawienia z tabelki widać jaki postęp robię z roku na rok na tej samej trasie. Cieszy mnie to niezmiernie :).

Zawodnik Miejsce OPEN 2,5km 5km 7,5km 10km
Radek Mękal 2012 698 / 1208 12:52 / 632 25:10 / 656 39:11 / 694 51:28
Radek Mękal 2013 528 / 1479 11:09 / 712 24:18 / 625 34:57 / 576 47:41
Radek Mękal 2014 274 / 1511 10:22 / 286 22:17 / 283 32:11 / 274 43:52

 

Porównanie moich wyników z trzech kolejnych lat.

Porównanie moich wyników z trzech kolejnych lat.

Wyniki kolegów, z którymi jechałem na zawody:

21. Kubiak Robert – 35:03

288. Kalisz Dariusz – 44:22

310. Szarafin Sławomir – 44:38 PB

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *