Lekka klapa!!!

Niestety w tym wpisie będzie zawarty cały tydzień nr. 18. Zaczęło się od feralnej pogody, padało od wtorku do czwartku rano. Wiem, nie jest to wymówka bo zawsze można iść na mechaniczną bieżnię, ale do tego po niedzielnym długim wybieganiu poczułem ból w lewym kolanie. Nie wiem jak się nazywa ta część kości, ale boli przy uciskaniu. Trochę łatwiej mi było przyjąć stan za oknem, bo pomyślałem, że ten czas przerwy wykorzystam na regenerację.

We czwartek wybrałem się na swobodną przebieżkę, ale w trochę szybszym niż zwykle tempie. Wyszło 16km średnio po 5:11/km. Czas 1:22:51.

Trasa ciekawa, ponieważ obfitowała w trzy konkretne podbiegi, co widać na załączonym profilu.  Kolano niestety bolało, najgorsze jest to, że nie tylko przy bieganiu je czuję, ale również przy wstawaniu czy wchodzeniu po schodach. Boję się, żeby na końcówce przygotowań nie wyskoczyła jakaś poważniejsza kontuzja, która uniemożliwi mi start w maratońskim debiucie.

Drugi trening z osiemnastego tygodnia planu zrobiłem w niedzielę. Miało być 30km, a skończyło się na 14km. Dlaczego, ano dlatego, że mój żołądek stwierdził, że zrobi małą rewolucję!!! Normalnie kłody pod nogi. Nie chciałbym skończyć jak Pan na tegorocznym Maratonie Wrocławskim. Ten tydzień, poza dwoma treningami, jest spisany na straty. Liczę, że jedynym plusem będzie odpoczynek dla kolan.