Walka ze sobą trwa…

Mijają dni, tygodnie….mija miesiąc, a nawet zaczyna się drugi kiedy to jestem zawieszony w jakiejś dziwnej przestrzeni. Nie wiem czy to szok po maratoński, czy po prostu zwykłe lenistwo. Nie mam motywacji do tego, żeby wziąć du… w troki, założyć buty i iść pobiegać. Nie chodzi nawet o duże dystanse, ale o zwykły ruch. Wynajduję coraz to inne wymówki, żeby tylko nie wychodzić na dwór. Chyba zaczynam dostrzegać siłę motywacji w planach treningowych. Jest „prikaz” biegania i nie ma, że boli. Teraz nie mam planu, szukam ale nie mogę niczego konkretnego dopasować. Najbliższy start zaplanowałem na styczeń 2013 w Biegu Chomiczówki. Jest to dystans 15km i do niego przygotuję się bez planu. Ale mam zamiar zaliczyć na wiosnę maraton i tutaj przygotowanie wg. rygorystycznego planu jest niezbędne.

W listopadzie zdołałem zmusić się do czterech treningów, pierwszy opisany jest w poprzednim poście, drugi odbył się 7.11. Wybrałem się starą sprawdzoną trasą asfaltowo-kostkową, ponieważ aura sprzyjała kałużom w lesie. :/Dystans 10km pokonałem w czasie 54:33. Nie ma tragedii po ponad miesięcznej przerwie. Samopoczucie też było na przyzwoitym poziomie. Kolejny trening zrobiłem dopiero po tygodniu. 🙁 Wybrałem się na przebieżkę lasem do Świebodzic, zaliczyłem podbieg pod Stadninę Ogierów, trochę się pokręciłem koło bloku żeby dobić do 15km. Również jestem zadowolony z czasu jaki wybiegałem, 1h20min. Co prawda kondycyjnie było super, ale mięśnie ud i łydki były w opłakanym stanie. Przez dwa kolejne dni schodziłem po schodach jak połamany. Uznałem to jako pierwszy kopniak w cztery litery, który jednak nie zmotywował mnie do tego, żeby zaplanować sobie kolejny trening.W czwartek jednak od słowa do słowa, ugadałem się z Arturem Żakiem na dłuższe rozbieganie w niedzielę. Tak jak to miało miejsce 3.11, tak i teraz bez konkretnego przygotowania przystałem na dystans ok. 23km. 😉

Umówiliśmy się ok. 7:40 przy Zalewie Witoszówka, czyli tam gdzie poprzednio. Przygotowaliśmy się, zakładając czapki, rękawiczki i … okulary z białymi szkiełkami, a to dlatego, że wiało tego dnia niemiłosiernie. Ruszyliśmy w stronę wiosek położonych niedaleko Świdnicy (jak widać na mapce:)). Artur przy okazji tej wycieczki biegowej odwiedzał swoje rodzinne tereny, a swoimi opowieściami tradycyjnie umilał mi czas, kiedy ja walczyłem ze sobą. 🙂 Zbawienna dla mnie była przerwa w miejscowości Krzyżowa, gdzie mieści się XVIII-wieczny pałac. Piękny kompleks z nowoczesnymi obiektami szkoleniowo-konferencyjnymi. Na jego terenie jest cząstka muru berlińskiego…nie trzeba jechać do Niemiec, żeby dotknąć kawałek historii. Zrobiliśmy kilka fotek i trzeba było biec dalej. Na ok. 15,5km trasy był podbieg. Jest on zaznaczony czerwoną ramką na profilu trasy. Dałem radę go pokonać, ale byłem zmuszony na jego szczycie zatrzymać na chwilę wycieczkę. Mordercze nachylenie trasy dało mi popalić, całe szczęście później był zbieg. 🙂 Od mniej więcej 20km zacząłem leciutko marudzić koledze, że mój organizm krzyczy o końcu rezerw sił…ale oznajmił mi, że biegniemy najkrótszą drogą do samochodu. Jakoś doczłapałem do miejsca naszego startu, ale to był drugi kopniak w zadek informujący o tym, że moja forma została na trasie Maratonu Warszawskiego. Muszę się wziąć za siebie i już mam pomysł w jaki sposób się zmotywuję….ale to w oddzielnym wpisie :).

Poniżej zdjęcia z wyprawy:

1 902 comments

  • Fajne tereny do biegania!
    Mi najbardziej brakuje właśnie gór i podbiegów w Warszawie, jak tylko jestem w domu rodzinnym to nadrabiam biegając po Górach Sowich 🙂
    Interesuje mnie czym zczytujesz wyskokość i przewyższenia z trasy? Telefon z Endo czy z Garmina?
    Moje Endo na iPhone jeśli chodzi o przewyższenia pokazuje „głupoty” – jedynie wysokość n.p.m wydaje mi się, że jest OK.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *