Tak jak to było w zeszłym roku i w tym postanowiłem zakończyć rok biegowo. Nie wiem, czy po dwóch edycjach, w których brałem udział mogę mówić, że to tradycja, ale będę chciał robić to każdego 31 grudnia. Tak się składa, że Trzebnica nie jest, aż tak daleko ode mnie, to mogę sobie na to pozwolić, w najgorszym przypadku ok. godz.15 jestem z powrotem w domu i mogę w spokoju przygotowywać się do świętowania nadejścia Nowego Roku. 🙂 Na poprzednią edycję pojechałem z Marcinem Jagielliczem i Patrykiem Łazarskim, w tym roku skład ekipy był w połowie zmodyfikowany. Ze starego zabrał się ze mną Patryk i udało mi się namówić na asfaltową dyszkę Sławka (biegigorskie.eu), który powiedział, że biegnie po życiówkę. Ma się rozumieć, że ustali swój rekord, ponieważ nigdy wcześniej nie biegł atestowanych zawodów na tym dystansie i każdy czas jaki uzyska będzie jego PB. 🙂 Do naszej wesołej gromadki dołączyła jeszcze Magda Toczyłowska, z którą wcześniej biegaliśmy już dłuższe wycieczki w terenie. Wszyscy mieli jakieś zarysy planów na ten bieg, Patryk jak zawsze jechał z celem biegu na maxa i pokusą poprawienia życiówki, która przed biegiem była na poziomie 34:18 (chyba, że coś źle zarejestrowałem – oczywiście, że źle 33:57). Magda jechała, żeby dobiec w dobrej formie, a za cel stawiała sobie tempo w przedziale 5:00-5:15. Sławek chciał towarzyszyć Magdzie, żeby było raźniej…jak się później okazało na ok 7km przyśpieszył, rozpoczynając pościg za mną ;). A co ze mną, nie miałem specjalnego celu. Po świętach pojawiły się dziwne dolegliwości ze stopami, kondycyjnie też za dobrze nie było, więc planu jako takiego nie było. Chciałem po prostu pobiec wsłuchując się w swój organizm, żeby nie spalić się za bardzo tylko równym tempem pokonać cały dystans, a w trakcie okaże się czy będę w stanie przyśpieszyć.
Na same zawody wjechaliśmy z miasta podobnie jak w zeszłym roku o godzinie 8:30, dobrze jest być wcześniej, żeby mieć czas chociażby na znalezienie miejsca dla samochodu (staliśmy dokładnie w tym samym miejscu co w 2012r.). Poszliśmy do biura zawodów, gdzie jeszcze nie było dzikich tłumów. Na samej hali mogło być ok 100 osób, więc odebranie pakietów startowych nie zajęło nam za dużo czasu. W skład wspomnianego pakietu wchodziła koszulka techniczna z długim rękawem w kolorze pomarańczowym, buteleczka wina musującego, dwie paczki kabanosów od jednego ze sponsorów biegu (bardzo smaczne) oraz numer startowy z czipem. Początkowy plan był taki, że ja i Patryk przebierzemy się w samochodzie, ale zrezygnowałem z tego rozwiązania i zdecydowałem się na zostawienie rzeczy w depozycie. Zrobiliśmy wycieczkę do samochodu, żeby zabrać potrzebne rzeczy i wróciliśmy na halę, na której trochę się zdziwiłem. W przeciągu jakichś 30 minut hala była pełna zawodników, którzy stworzyli ogromne kolejki do zapisów, czy punktów do odbioru pakietów. Dobrze trochę wcześniej wyjechać z domu. 😉 Przebraliśmy się, zanieśliśmy worek do depozytu….który raczej nie był pilnowany. Mieścił się w małej salce, gdzie zawodnicy powinni zapamiętać miejsce pozostawienia worka. Tak naprawdę nawet przez pomyłkę, każdy mógł zabrać nie swój depozyt. Postanowiliśmy zostać na hali i dopiero na ok 20 minut przed startem wyjść na rozgrzewkę. Na zewnątrz trochę podwiewało i powietrze było mroźne…tak ja to odczuwałem. Mieliśmy trochę czasu na spotkanie się ze znajomymi i porozmawianie. Wyglądałem cały czas za Marcinem Kargolem (marcinkargol.pl), ale jak się okazało po powrocie do domu, na próżno…nie przyjechał. 🙂
Nadeszła pora na rozgrzewkę, którą zrobiliśmy w ekspresowym tempie. Włączyłem Garmina, żeby sprawdzić ile przy tym kaemów nakręcimy…wyszło 500m ;). Spory tłok się zrobił w okolicach startu/mety i okolicznych uliczkach, tak że biegnąc trzeba było się lekko przepychać, a przynajmniej biegać bokiem. 😉 Jakby nie było przyjechało ok. 1500 zawodników. Zostało jakieś 5 minut do startu, więc udaliśmy się w jego kierunku, mniej więcej w połowie stawki, żeby nas nie wyprzedzali i się denerwowali i żebyśmy my nie musieli się za bardzo przepychać. Start opóźnił się dobre 5 minut…może więcej, nie rejestrowałem z aptekarską dokładnością, ale trzy razy prosili całą kolumnę o kilka kroków w tył. Może elita nie miała wystarczająco miejsca, żeby wystrzelić ;).
Ruszyliśmy. Na początku niestety musieliśmy się przedzierać, trochę nie trafiona była nasza wyjściowa pozycja. Pierwsze kilkaset metrów prowadziła Magda, a my ze Sławkiem próbowaliśmy przedzierać się przez tłum, żeby nie stracić jej z oczy….przynajmniej ja:). Kiedy tak się rozkręciłem w wymijaniu (wyprzedziłem Magdę) przez chwilę starałem się pilnować mojej grupy odwracając się i kontrolując dystans, ale szybko zorientowałem się, że nie ma to sensu. Postanowiłem biec sam, cały czas wyprzedzając. Już po ok. 600m trasy zaczął się podbieg, najpierw łagodny, żeby na końcówce zagiąć się trochę do góry. 🙂 Po profilu widać, że na 600m jest ok. 50m pozytywnego przewyższenia. Był to jeden z dwóch podbiegów na pętli, które w zeszłym roku dały mi w kość, teraz wciągnąłem go jak długą prostą. 😉 Tempo na pierwszym kaemie, uwzględniając tłum na starcie i część podbiegu to 5:03/km i uznałem to jako dobry prognostyk na dalszą podróż. Po wdrapaniu się na górkę była kilometrowa prosta w dół do jeziorka, czy zalewu…zbiornika wodnego. Na tym odcinku przyśpieszyłem do 4:50/km. Trasa wiodła dookoła tego stawu i w połowie tego okrążenia był punkt pomiarowy (2,5km) na którym zameldowałem się z czasem 11:09 plasując się na 712 miejscu. Po drugiej stronie wody przyczaił się nasz kolega Krzysiek Wajerowski, który postanowił robić zdjęcia, ale niestety za późno mu pomachałem i zdążył tylko krzyknąć, że jestem za szybki. 😉 Kolejne dwa kilometry cały czas przyśpieszałem i przy okazji wyprzedzałem (3km 4:46/km i 4km 4:36/km). Obawiałem się trochę co to będzie na drugim podbiegu, który ma ok. 10% pochylenia. Na pierwszym okrążeniu nie było tragedii, trochę się zasapałem, ale starałem się jak najmniej zwalniać. Udało mi się 5km, który zawierał tą górkę i w drugiej części zbieg do pomiaru, pokonać w 4:57/km i to był dla mnie sygnał, że nie biegnę ot tak sobie rekreacyjnie, tylko jest szansa na osiągnięcie dobrego czasu.
Na punkcie 5km, pomiar wskazał 24:18 i pozycję 625, co oznacza, że na dystansie 2,5km wyprzedziłem 87 osób. 🙂 Druga pętla i tłumaczenie sobie, że mijam okolicę dzisiaj ostatni raz. Znowu przyśpieszam, pierwszy podbieg pokonuję tradycyjnie z dużym SAPEM, ale wiem, że na zbiegu będę odpoczywał…od tej pory częściej kontroluję zegarek i tempo, które powoduje u mnie stan euforii. Przecież nic przed tym dniem nie wskazywało na to, że będę biegł tak szybko. Nigdy nie wiadomo co w człowieku drzemie. 😉 Ponownie mijając Krzyśka krzyknąłem i ponownie było za późno. 😉 Biegniemy przez centrum, rzucam okiem na zaparkowany samochód pod kościołem, pomyślałem, że Patryk jeszcze biegnie, albo jest tuż po. W zeszłym roku biegnąc w tym miejscu chłopaki byli już po i odebrali ode mnie czapkę. 😉 Teraz tylko ostatni podbieg, żeby tylko nie przejść do marszu. Wcześniej jeszcze pomiar czasu na dystansie 7,5km – 34:57 i 576 pozycja. Od rozpoczęcia drugiego kółka wyprzedziłem już 49 osób, rozumiem teraz co czuje zawodnik, który cały czas wyprzedza…taka sytuacja dodaje kopa. Okej, podbiegamy…noga za nogą, niektórzy przechodzą do marszu – nie mogę się złamać – noga za nogą, pokonuję szczyt podbiegu. Teraz ostatni zbieg, lecę na maxa…no może na 90%, spoglądam na zegarek i widze szansę na super wynik. META. 47:41 i 528/1479 miejsce w OPEN. JEST NOWA ŻYCIÓWKA!!! O 14 sekund lepsza od poprzedniej. 🙂 Nie wiem ile osób wyprzedziłem na pierwszych 2,5km, ale od tego pomiaru do mety pokonałem 184 osoby. Piękna sprawa. Medal też ładny. 🙂
Po biegu nie zostawaliśmy na dekoracji, ani na posiłku regeneracyjnym. Chwilę zamieniłem słowo z Markiem Zbyrytem i Łukaszem Beczkowskim z Nowej Rudy i poleciałem po worek z depozytu. Na koniec jeszcze Krzysiu Wajerowski, który nie biegł, ale w zawodach brała udział jego grupa biegowa KB Lupus Oleśnica, zaprosił nas na „lampkę” szampana, po czym udaliśmy się do domu. 🙂 Tak jak w zeszłym roku, tak i w tym nie mam zastrzeżeń do organizacji zawodów, czego nie mogą powiedzieć osoby biegnące z przodu na pierwszym kółku. Podobno trasa tak była oznaczona, że elita i ok 200 osób pomyliło drogę nad jeziorkiem i nadrobili 600m. Dzięki temu ich czas jest nieadekwatny do atestowanego dystansu trasy.
Na koniec jeszcze wyniki naszej czwórki:
29. Patryk Łazarski 37:07
528. Radek Mękal 47:41
684. Sławek Szarafin 49:21
916. Magda Toczyłowska 52:17
Porównanie biegu w moim wykonaniu edycji 2012 i 2013.
Zawodnik | Miejsce OPEN | 2,5km | 5km | 7,5km | 10km |
Radek Mękal 2012 | 698 / 1208 | 12:52 / 632 | 25:10 / 656 | 39:11 / 694 | 51:28 |
Radek Mękal 2013 | 528 / 1479 | 11:09 / 712 | 24:18 / 625 | 34:57 / 576 | 47:41 |
Gratuluję życióweczki 🙂
Dziękuję 🙂
No no gratki Radek! Fajna relacja!
Dziękuję 🙂
Aktualnie 33:57 min na dychę już posiadam 🙂
Poprawione….tak szybko poprawiasz swoje rekordy, że ciężko nadążyć 😉