Przedostatni tydzień treningowy. 🙂 Stresu jeszcze nie ma, zrobiłem sobie przerwę po niedzielnym długim wybieganiu i na interwały wybrałem się w środę. Ten tydzień był strasznie zakręcony, bo weekend został zarezerwowany na weselną zabawę u rodzinki. Trzeba było skompresować jednostki treningowe, żeby na spokojnie pojechać się bawić. Tym bardziej, że czekała nas podróż na Wielkopolskę. Od tego tygodnia również przeprosiłem się z czujnikiem do pulsometru. Jakoś mi nigdy nie podchodził, czułem dyskomfort podczas dłuższego biegania, uciskał mnie na tyle, że bolały mnie wnętrzności pod żebrami. :/ Teraz kombinowałem z poluźnieniem paska, ale nie mogę tego za bardzo zrobić bo będzie się zsuwał. Muszę coś wymyślić, bo będę chciał w nim przebiec maraton w Krakowie. Druga sprawa, to muszę się nauczyć biegać bardziej pod tętno, a później łączyć je z tempem. Teraz wyglądało to w ten sposób, że plan przewidywał jakieś tempa, a ja za wszelką cenę starałem się je osiągnąć, nie zwracając uwagi na jakich poziomach tętna to robię. Trzeba się trochę podszkolić w tym temacie i zasięgnąć języka u bardziej doświadczonych koleżanek i kolegów. 🙂
Tak jak wcześniej wspominałem, pierwszą jednostkę (interwały) zrobiłem w środę. Na początek rozgrzewka ok. 20 minut, przez które przebiegłem ponad 3,7km w średnim tempie 5:15/km i średnim tętnem ok. 148. 🙂 Następnie 5 razy 1000m po 4:22/km. Na pierwszym odcinku trochę mnie poniosło i pobiegłem go w 4:04. Krótka przerwa i drugi w 4:14, trochę się hamowałem, ale znowu dosyć lekko mi się biegło. Podczas trzeciego tysiąca kolejny raz za szybko śmignąłem w tempie 4:10. Myślę, że miało to związek z Garminem, na którego co chwilę spoglądałem kontrolując tempo. Szkoda, że jego odświeżanie trwa tak długo i skoki w tempach wyświetlanych są tak duże. Takie szybkie zrywy odbiły się podczas ostatnich dwóch odcinków, gdzie wybiegałem 4:20 i 4:21, przy czym ten ostatni pokonywałem z językiem wyciągniętym do samej brody. Masakra, czułem miękkość w udach i ukończyłem go mając w świadomości, że był to ostatni już interwał zaplanowany na ten dzień. 🙂 Średnie tętno jakie miałem na każdym odcinku przedstawiało się odpowiednio tak: 170, 172, 164, 168 i 173. Z obliczeń wychodzi, że moje maksymalne jest na poziomie 195 uderzeń na minutę, więc te interwały zrobiłem przy ok. 87% tętna maksymalnego.
Trening tempa przypadł na piątek, we czwartek czułem w nogach jeszcze dzień poprzedni. 🙂 Zmodyfikowałem go jednak, w ten sposób, że pozbyłem się ostatniej fazy 2km rozluźnienia, ponieważ w sobotę z samego rana planowałem wyjść przed wyjazdem na długie wybieganie. Najpierw rozgrzewka 3km po 5:32/km (śr. tętno 144), a później 5km w tempie 4:37/km (śr. tętno 164). Znowu tempa były dużo lepsze od tych w planie, oj jak ja bym chciał, żeby wpłynęło to pozytywnie podczas zmagań na głównym dystansie. 🙂
Na długie wybieganko wybrałem się rano w sobotę, niestety nie o takiej godzinie jak planowałem, zignorowałem trochę budzik. Szybko się ubrałem i pobiegłem, mało casu…kruca bomba mało casu. 🙂 Żonka w tym czasie poleciała do fryzjera podrasować fryzurę. Skończyło się tak, że również ten trening skróciłem i przebiegłem 10km w tempie 5:18/km (śr. tętno 153). Szybka kąpiel i w drogę, jeszcze trochę i spóźnilibyśmy się na ślub, a tak rzutem na taśmę pojechaliśmy do hotelu odziać się weselne ciuchy i ruszyliśmy do kościoła. 🙂 Podczas wesela wyhasałem się tak, że moje nogi były w stanie jak po maratonie. Można uznać, że trening siłowy zaliczony. 🙂
W tym tygodniu dopuściłem się skrócenia dwóch treningów, ale nie żałuję, o dziwo czuję się pewnie i na siłach przebiec w założonym tempie maraton. Ma się rozumieć on wszystko zweryfikuje. 😉
Podsumowanie XV tygodnia:
środa R#1 | piątek R#2 | sobota R#3 | |
PLAN | 10-20 minut warm-up 5 x 1000m (4:22/km) – 400m RI 10 minut cool-down |
3km easy (5:47/km) 5km @ ST (4:48/km) 2km easy (5:47/km) |
16km @ MP (5:20/km) |
BYŁO | 10-20 minut warm-up 5 x 1000m (4:04, 4:14, 4:10, 4:20, 4:21) – 400m RI 10 minut cool-down |
3km easy (5:32/km) 5km @ ST (4:37/km) |
10km @ MP (5:18/km) |