Problem za problemem…13/16

Niektórzy znajomi już po swoich wiosennych startach na królewskim dystansie. Wszyscy bardzo dobrze przepracowali zimę, bo wrócili ze swoimi nowymi rekordami życiowymi. Oby i mi się pod koniec kwietnia udało. 🙂 Póki co, za mną trzynasty tydzień realizacji planu i niestety nie obyło się bez problemów. Przez święta i nasze wojaże, długie wybieganie weszło mi w kolejny tydzień, a mianowicie odbyło się we wtorek. Czyli w dniu kiedy miały być interwały, ale wolałem jednak zrobić długie, bo chyba wytrzymałość jest ważniejsza. Środę zrobiłem sobie wolną, żeby we czwartek dopiero rozpocząć zmagania trzynastego tygodnia. Niestety plan nie wypalił, tego dnia miałem problemy żołądkowe, to co jadłem nie chciało pozostać we mnie tylko na wszystkie sposoby próbowało ze mnie wyjść, co z resztą się udawało :/. Cały dzień w domu, praktycznie na śpiocha z przerwami na wizyty w toalecie. Już wtedy się pogodziłem, że interwały przepadły bezpowrotnie i pierwszym treningiem będzie ćwiczenie tempa. W piątek (z duszą na ramieniu) wybrałem się na siłownię zrobić na bieżni 16km (w planie było 13km) w tempie maratońskim, 5:20/km. Myślałem, że wczorajsza niedyspozycja i osłabienie organizmu wpłynie jakoś na jakość treningu, ale było całkiem spoko. Wydłużyłem dystans za stratę szybkościowych biegów.

Na długie wybieganie umówiłem się tradycyjnie z Arturem. Postanowiliśmy pojechać do Czech zrobić pętelkę 32km, bez warunku utrzymania tempa z planu, bo wiedziałem, że po płaskim biegać nie będziemy. 🙂 Padło na trasę dookoła Skalnego Miasta, startując z miejscowości Adrspach. Okolica piękna i grzech się przyznać, że z rodzinką jeszcze w tych rejonach nie byłem…trzeba nadrobić jak tylko śniegi zejdą. Jak zwykle ruszyliśmy z samego rana, żeby nie zakłócać porządku dnia w domu :), czyli mieć czas dla dzieci i małżonek. Bieg do ok. 16km szedł nawet lepiej niż plan przewidywał, którego nie chciałem się trzymać, średnia wychodziła 5:25/km. Ale braliśmy poprawkę na to, że były odcinki z górki, więc nie było za bardzo czym się podniecać :). Problem zrobił się w momencie kiedy wkroczyliśmy na ścieżkę rowerową, która prowadziła przez szczere pole na wzniesieniu, ulżyło nam jak zobaczyliśmy ślady samochodu. Uff… ktoś tu rozjeździł trasę, więc będzie nam lżej truchtać, tym bardziej, że ta ścieżka tworzyła dość długi podbieg. Nasza radość była przedwczesna, po ok 200m ślady się skończyły i zaczęła się mordęga. Głównym problemem były zaspy, które przy moich krótkich nogach głębokie były do kolan. 3,5km przeprawy przez śnieg…mogłem zapomnieć o stałym tempie podczas tego treningu. Śnieg był na tyle zdradliwy, że jego powierzchnia zmroziła się do grubości 2-3mm i stawiając nogę myślałem, że jest twardo, ale gdy środek ciężkości na nią się przeniósł zapadałem się. :/ Morale spadło, nerwy się nasiliły….gdzie przyjemność z biegu…ja się pytam gdzie ona jest. Została przed ścieżką rowerową. Nic to, nie będę się zajeżdżał, przestawiłem tryb na MARSZ i praktycznie cały ten odcinek pokonałem w ten sposób. Zaspy się skończyły, zaczęły się problemy z lewą łydką i prawym udem. Nie miałem pojęcia co się stało, czy się naciągnęła, czy co … ale utrudniała mi dalszą wyprawę. W męczarniach dobiegłem do końca (Artur oczywiście jak na harpagana przystało, świeżuteńki 🙂 ), dzięki zbiegom po drodze udało się zbić średnią tempa do 5:52/km. W siłę poszło na pewno 🙂

Podsumowanie XIII tygodnia:

wtorek R#1 piątek R#2 niedziela R#3
PLAN 10-20 minut warm-up
10 x 400m (4:15/km) – 400m RI
10 minut cool-down
13km @ MP (5:20/km)
32km @ MP + 9sek./km
(5:29/km)
BYŁO Nie było 🙁 16km @ MP (5:19/km)
31,5km
(5:51/km)

242 comments

  • Ale super te tereny, jak ja ci zazdroszczę tych wybiegań. Szkoda że interwały wypadły ale moim zdaniem dobrze że akurat z nich zrezygnowałeś bo prędkość przecież już masz. A te tempówki i długie są najważniejsze. Takie 32 w ciężkich warunkach musiało dużo dać! Na maratonie będziesz zbierał plony z tych wybiegań! 🙂

Comments are closed.