Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że organizator biegów we Wrocławiu dał możliwość w jednej promocyjnej opłacie zaliczyć dwa biegi. Zawody, które mnie interesowały, czyli Wrocław Maraton oraz I Nocny Wrocław Półmaraton. Nie zastanawiałem się i skorzystałem z oferty. 🙂 Połówka w sam raz mi się wkomponowała do planu jako przygotowanie pod jesienny maraton i chciałem potraktować ją „lajtowo”, jako trening dłuższego wybiegania. Nie spodziewałem się jednak takiego obrotu sprawy jaki miał miejsce 22.06.2013r. W jednej chwili wszyscy zawodnicy stali się „przestępcami”….wyjęci spod prawa. 🙂 Brałem udział w nielegalnym biegu ulicami Wrocławia.
W sobotę zgadałem się z kolegą Wojtkiem, że z chęcią pojechałby ze mną na bieg jako ewentualny kierowca, gdybym nie był w stanie wracać. 🙂
Jako że, moja rodzinka nie chętnie zapatrywała się na tą imprezę, której finał miał być późnym wieczorem, ucieszyłem się, że nie będę w samochodzie gadał do siebie. 😉 Umówiliśmy się na wyjazd z Wałbrzycha ok. 16.30, wcześniej pochłonąłem makaron z sosem, spakowałem rzeczy i ruszyliśmy. Nie znam na tyle Wrocławia, żeby swobodnie trafić do celu, musiałem posiłkować się nawigacją. Wpisałem ulicę, na której jest Stadion Olimpijski i pomimo znaku zakazu wjazdu i informacji, że parking jest przy ulicy Mickiewicza, znalazłem miejscówkę przy bramie AWF. Stąd mieliśmy rzut beretem do linii Startu i Mety, a i Wojtek będąc później przy samochodzie będzie mógł mnie wypatrywać jak wbiegam na ostatnią prostą. Udaliśmy się do biura zawodów, gdzie odebrałem pakiet, który zawierał numer, agrafki :), koszulkę techniczną i kilka ulotek… aha jeszcze kupon na posiłek regeneracyjny. Poszliśmy jeszcze na ubogie expo, chciałem kupić sobie koszulkę bez rękawków, ale nie było dla mnie rozmiaru. :/ Trudno… Była jeszcze godzina do planowego startu, ale postanowiłem przebrać się już pod bieg, żeby nie kurować co chwilę do samochodu. W międzyczasie umówiłem się na starcie z wałbrzyskim biegaczem Arturem Krysiem. Mniej więcej pół godziny przed biegiem zjadłem batonik energetyczny, popiłem go izotonikiem, który zresztą żona dostała na seansie w kinie i byłem gotowy do biegu. Oddałem Wojtkowi telefon, włączyłem zegarek, żeby nie miał problemów z połączeniem i poszliśmy z Arturem blisko linii startu. Nie zastosowaliśmy się do prośby spikera o ustawianie się w swoich strefach świadomie. Prosta startowa była wąska, a biegaczy bardzo dużo co za tym idzie strata na pierwszych 400m byłaby spora, żeby osiągnąć zaplanowane tempo. Pierwszy raz tak zrobiłem i nie sądzę, żebym na kolejnych biegach praktykował takie podejście.Stoimy, podskakujemy…dogrzewamy nogi…hmmm przecież jest jeszcze tylko ok. 3 minut do startu, a spiker nawija o zawodnikach i w międzyczasie rzuca informację, że jest jakaś awaria w mieście i start zostaje przesunięty o 30 minut. Kontynuuje prezentację elity, a wśród nich nasz mistrz Arkadiusz Gardzielewski i kilku kenijskich zawodników i zawodniczek. Super, a my dalej podskakujemy i drepczemy w miejscu oczekując na wystrzał startera. Ok. 4000 biegaczy amatorów stoi stłamszonych w wąskiej uliczce i ogania się od stada komarów. Miały pożywkę skurczybyki. Po prezentacji Pan z mikrofonem rzucił, że nie może nic powiedzieć na temat sytuacji, oprócz tego co mu przekaże dyrektor biegu. Robi się ciekawie i tajemniczo. Wśród zawodników zaczęły rodzić się plotki i domysły:
– Pewnie na ulicy, gdzie przebiega trasa wydarzył się wypadek i muszą posprzątać….
– Gorzej będzie jeśli to śmiertelny wypadek, to nas w ogóle nie puszczą…
Podszedł do nas jeden z VIP-ów i powiedział, że policja nie puszcza biegu, bo na trasie są źle poustawiane barierki. Czy to jest informacja tak tajna, że nie można wszystkich jednym komunikatem powiadomić o przyczynie?
Mija 20:30, a Jegomościa z mikrofonem nie ma. Zaczyna się poruszenie, Ci co mieli telefony przy sobie sprawdzali czy jest coś piszą w internecie….i pisali. Potwierdziła się wersja z barierkami, a właściwie źle oznaczoną trasą, co zagrażało bezpieczeństwu biegaczy i kierowców. Za chwilę w głośnikach rozlega się głos, który potwierdza to co mówił VIP i co koledzy czytali w telefonach. 🙂 Mamy trochę jasności, ale mówią nam, że bieg nie rozpocznie się wcześniej jak o 21. W tym momencie rozległy się gwizdy, część Kenijczyków już się poprzebierała i zrezygnowali z udziału w zabawie. Nie dziwię się im, prawdę pisał mi Artur Żak, że na etapie zawodniczym ich dieta i przygotowania były ściśle ustawione pod start o 20, a każde opóźnienie powoduje brak możliwości biegu na pełnych obrotach. Zresztą takie opóźnienia źle wpływają również na nas, biegaczy amatorów. Wcześniej odpowiednio się nawadnialiśmy, odpowiednio wcześniej jedliśmy i godzina opóźnienia to jest dużo. Mój batonik się pewnie już spalił, to co wypiliśmy wcześniej, to wysiusialiśmy, a chodząc w pobliżu startu nie jeden, z nas zrobił z 5km. 😉 Zrobiła się nieprzyjemna atmosfera, komary jak cięły tak tną, w brzuchach zaczyna burczeć, mija godzina 21 i cisza. Brak kolejnych komunikatów. Oj coś czuję, że jak by to była grupa kiboli, to nie byłby tak spokojnie. Szczerze, to mi się odechciewało już biec, zacząłem ziewać i rozdrapywać ugryzienia. Ktoś tutaj jest niepoważny trzymając w niepewności całą rzeszę tracących cierpliwość piechurów. Padł komunikat, że limit czasu na ukończenie biegu jest skrócony do 3h. Zapewne Ci wolniejsi uczestnicy nie czekali już na dalsze informacje i udali się do domu. Po krótkim spacerze, który sobie zafundowaliśmy wzdłuż prostej, gdzie był finisz, otrzymujemy ostatni komunikat. Jest dobrze po 21:30, kiedy głos w głośnikach oznajmia, że policja nie zezwala na bieg i zostaje on odwołany!!! Ponownie rozległy się gwizdy i buczenie, po czym cały tłum ruszył przekraczając start….o coś się dzieje, biegniemy. Jak się okazało NIELEGALNIE. Fala zawodników ruszyła na trasę….z różnych źródeł są różne szacunki, ale średnia wychodzi, że było to ok. 3000 osób.
Jakaż adrenalina się uwolniła, wszyscy na pełnej euforii narzuciliśmy dosyć szybkie tempo, nie mogłem sprawdzić jakie dokładnie, bo zegarek mi się połączyła z satelitami dopiero na 1,5km, ale na pewno było dobrze poniżej 5min/km. Na początku myślałem, że wystartowaliśmy, żeby zrobić jakąś rundę honorową, celem protestu i tyle. Okazało się jednak, że biegniemy pełen dystans. Pomiar czasu został wyłączony i chłopaki z Datasport się składali, to i nie było co się zarzynać o życiówki. Zacząłem biec treningowo robiąc przy okazji dwie jednostki treningowe w jednym: tempo i długie wybieganie. 🙂 Jednym z poważnych ciosów w naszą stronę, wymierzonych przez organizatorów, było zabranie punktów żywieniowych, a co najważniejsze wody. A była ona potrzebna, oj była…. Tutaj na pomoc przybyli mieszkańcy Wrocławia i pewnie turyści kibicujący nam przy trasie. Za własne pieniądze kupowali w przydrożnych sklepach wodę i nam ją podawali. My natomiast biorąc po łyku przekazywaliśmy butelkę do tyłu, żeby jak największa ilość biegaczy skorzystała. Trafiali się oczywiście imprezowicze, którzy częstowali piwkiem czy winkiem, ale ogólnie wielki plus dla kibiców. Byli też tacy, co na rowerach z koszykami rozwozili na trasie wodę, piękna inicjatywa. Wszyscy zgromadzeni przy trasie nam dopingowali, a zdarzało się, że i policjanci bili brawo. Tam gdzie się udało, kierowali nas na chodnik, ale były to krótkie odcinki. W dwóch miejscach policja nagięła nasz przebieg, pierwsze to zamiast ulicą poprowadzili nas przejściem podziemnym, a drugie trochę mniej rozsądne to torowisko tramwajowe z kamieniami. Z tego co czytałem w innych relacjach, kilka kontuzji tam się przytrafiło. Poza tym bieg odbył się w świetnej atmosferze, przy pełnym zabezpieczeniu trasy przez policję i bez przykrych incydentów. Wiadomo, że kierowcy nie mogli być zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale to były konsekwencje sytuacji na linii startu miedzy 20, a 21:30. Na którymś skrzyżowaniu jeden z kierowców dyskutował z policjantem, nie słyszałem co on mówił ale otrzymał odpowiedź:
– Tego biegu nie ma.
– Jak to nie ma – odpowiada kierowca widząc mijający go tłum.
– No…bieg został odwołany.
Meta natomiast to było bajeczne zakończenie całego „happeningu”. Na ostatnich 100, może 150m kibice spiętrzyli się tworząc szpaler na tyle wąski, że między nimi mógł zmieścić się jeden biegacz…finiszowaliśmy gęsiego. 🙂 Przebiegaliśmy przybijając wszystkim piątki i dziękując za takie powitanie….wracaliśmy w glorii chwały, jak bohaterowie. 😀 Dostaliśmy na koniec medale, tylko ciekawi mnie jedna rzecz….co zrobią z 4000 bananów przygotowanych na bieg. Niedaleko jest ZOO, małpki na pewno będą zadowolone 😀 To był mój najlepszy bieg w jakim brałem udział, prawdopodobnie niepowtarzalny. Ukończyłem go z czasem ok. 1:50….dokładnie nie wiem ze względu na Garmina, ale to nie ważne. Ważne było to, że nie wolno lekceważyć takiej grupy ludzi, bo nigdy nie wiadomo jaka będzie reakcja tłumu. Może ten wieczór nauczy organizatorów, profesjonalnego podejścia do sprawy, szkoda tylko, że nadszarpnęli zaufania i wizerunku sponsorów oraz Wrocławia … miasta spotkań.
Poniżej dwa filmiki znalezione w sieci (na pierwszym biegnę w 4:31 pod ekranami:D ):
Na bieganiu coraz więcej ludzi chce zarobić (czy to kasę, czy PR-owo). Niestety, nie wszyscy mają o tym pojęcie. Najpierw ten bieg bodaj w Katowicach gdzie prowadzący radiowóz uciekł biegaczom, a teraz ten półmaraton. Oj, coś czuję, że coraz częściej będą się takie historie zdarzać..
Czesi mają fajne podejście do biegów. Przynajmniej jeśli chodzi o zawody blisko naszej granicy. Wpisowe jest symboliczne, a czasami nie ma w ogóle. Nagrodą bywa kufel piwa…biegają dla przyjemności. 🙂 Kolega biegł górski Ultra pod Pragą i numerkiem startowym był kamień z namalowaną liczbą. I już koszty obniżone 😉
We Wrocku ponoć to była firma z Krakowa, która obstawiała Cracovie. Czyli nikt na błędach się nie uczy, bo tam trasa też nie była oznakowana. Widać liczy się tylko jak najniższa kwota na fakturze….
Ja stałam za tabliczką 2.20 i nawet nie wiedziałam, że tłum ruszył 🙁 jak szłam już do domu z torbą (odebraną z depozytu) i zobaczyłam biegnący tłum (na ok. 7kilometrze) tak bardzo chciało mi się płakać … że to uczucie nie do opisania. Wiedziałam, że bieg nie jest oficjalny, ale poczułam się jak to ja bym dała ciała a nie organizatorzy.
Jak wszyscy ruszyli, to byłem za barierką i już się szykowałem w sumie do samochodu, ale akcja reakcja 🙂 przeskoczyłem płot i biegusiem. Myślę, że sporo osób odpuściło wcześniej. Jak to wyżej Krasus napisał „będą się takie historie zdarzać”… masz szanse następnym razem.
Byłem, widziałem, biegłem. Generalnie zgadzam się w 100%. Jedna uwaga, piszesz „nie zastosowaliśmy się do prośby spikera o ustawianie się w swoich strefach świadomie…” – mało rzeczy tak bardzo wkurza jak tacy właśnie ludzie, to właśnie przez nich nie możesz na pierwszych km uzyskać zakładanego tempa, a slalom między maruderami jest frustrujący. Życzę im wszystkim nagłej sraczki na trasie. Cieszę się, że przynajmniej z tego co piszesz fezygnujesz z tego procederu.
Dokładnie jestem tego samego zdania co Ty, dałem się namówić i był to pierwszy i ostatni raz 🙂 Po to są strefy, żeby się ich trzymać.
Super, w takim razie do zobaczenia na trasie ;), patrząc po czasach będziemy pewnie biegli niedaleko, bo sam mam podobne życiówki
Pingback: Radek Biega » Szybki tydzień…4/16