Złe dobrego początki…1/16 i 2/16

 Mam nadzieję, że będzie tak jak mówi tytuł postu. Ponieważ to co przeżywałem podczas ostatnich dwóch tygodni treningowych, to woła o pomstę do nieba. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że przed rozpoczęciem przygotowań do maratonu zrobiłem sobie za długą przerwę, czy może ma to inne podłoża. Muszę pozbyć się tego po startowego lenistwa. Zawsze sobie tłumaczę, że organizm musi odpocząć, zregenerować się, ale chyba nie miesiąc czy dłużej. Później patrzę sobie na relację koleżanek i kolegów, jak to zaraz po maratonie nie doprowadzali do roztrenowania, tylko kontynuowali treningi. Może z lekkim wyhamowaniem, spokojnie, ale byli w ciągu. I sobie wtedy myślę, po co mi taka długa przerwa, przecież po miesiącu tak naprawdę muszę zaczynać wszystko od początku. Nie ma wytrzymałości, o szybkości nie wspomnę. Nie ma się co dziwić sytuacji, że jak przychodzi pierwszy trening interwałowy, a ja nie jestem w stanie przebiec do końca pierwszego odcinka (1600m), ba, pod koniec rozgrzewki mam już dosyć biegania. MASAKRA jakaś.

Jeśli chodzi o realizację planu, to wygląda on następująco:

Tydzień 1/16

Running #1 – plan rozpoczyna się od interwałów. Trochę mnie to niepokoiło, bałem się trochę o moją wytrzymałość, która przez przerwę została trochę nadszarpnięta. Mój niepokój potwierdził się. W planie były pomijając rozgrzewkę, 3x1600m po 4:29/km. Niestety nie dałem rady. Trening w skali 1-6 oceniam na bardzo słabą tróję!!! Pierwszy odcinek musiałem skrócić do 1350m (4:23/km). Walczyłem ze sobą ale to nic nie dało. Drugi odcinek podobnie zakończyłem na 1330m ze średnim tempem 4:28/km. Już miałem wszystkiego dosyć. WSTYD!!! Ale podjąłem walkę o trzeci interwał, na którym poległem po 965m 🙁 Tempo 4:36/km!!! Zawiedziony skróciłem schłodzenie i ze spuszczoną głową wróciłem do domu jak zbity pies.

Running #2 – Kolejna wtopa. Jeśli już tak się stargałem na tych pseudo interwałach to chyba nie powinienem iść następnego dnia z rana na kolejny akcent. Trening tempa. Wybrałem się z samego rana, ponieważ tego dnia jechaliśmy na długi weekend na wieś. Plan został zrealizowany z nawiązką, na odcinku 3km zamiast utrzymać 4:48/km pobiegłem 4:29/km. Byłem jednak strasznie zmęczony tym bieganiem, podczas którego czułem się ciężki i ospały. To był ostatni trening tego tygodnia. w międzyczasie ze wsi wyskoczyłem na cały piątek do Warszawy zobaczyć się z rodzinką, później do końca tygodnia lało (wiem wiem to nie jest wymówka). Dystans jaki pokonałem przez te 7 dni to 14,5km!!!

Tydzień 2/16

Running #1 – Nie wiem czy ten trening powinien być zaliczony do pierwszego tygodnia, czy drugiego, ale kalendarzowo wykonałem go w nowym, więc tutaj jest 😀 Zadzwonił Sławek i zaproponował wspólne wybieganko. Czemu nie zaliczę opuszczony długi bieg. Zrobiliśmy 21km z wieloma podbiegami i zbiegami w tempie 5:51/km. Po tym biegu podjąłem decyzję, że nie będę przy długich wybieganiach sugerował się planowanym tempem i tym, które osiągam. Nie mamy tutaj tak rozległych terenów w miarę płaskich. Mieszkamy w górzystych rejonach i podbiegi większe lub mniejsze są nieuniknione. Interwały niestety mi odpadły i kolejny raz zwalam winę na pogodę. :/

Running #2 – Nareszcie pojawiło się słońce na horyzoncie, trening tempa zrobiłem dopiero w piątek ze względu na moją niedyspozycję. Katar, zapalenie gardła i ogólne osłabienie rozłożyło mnie na łopatki. Podczas treningu zmachałem się jak dziki, być może było to jeszcze efektem przeziębienia. Główny element pobiegłem 7 sekund szybciej niż było w planie, ale nie wiem co się dzieje, ponieważ nie pierwszy raz, przy mocnym zmęczeniu pojawiały się odruchy wymiotne.

Running #3 – W ten weekend przyjeżdżali do nas moi rodzice, więc na długie wybieganie poszedłem w sobotę rano. Ten bieg był jednym wielkim nieporozumieniem. Formy nie ma, wytrzymałość biegowa, nawet przy najwolniejszym tempie nie istnieje. Zrobiłem 15km i tylko na tyle było mnie stać tego dnia.

Najbliższy start w I Nocnym Półmaratonie Wrocławskim nie będzie związany z moją walką o nową życiówkę, przeciwnie podejrzewam, że będę walczył o jego ukończenie w miarę dobrej formie. 😉 Nie chcę wspominać o starcie w MGS, bo na samą myśl o tym biegu robi mi się niedobrze.

Nic to, przecież po każdej burzy musi kiedyś pojawić się słońce. Po kilku nieudanych treningach muszą nadejść te, po których będę w pełni zadowolony.