Znowu piszę notatkę na temat tygodnia, który już dawno za nami, a kolejny depcze po piętach. Tak to jest jak się nie dysponuje odpowiednią ilością czasu. :/ Na początku tygodnia popsuła nam się pogoda, co pokrzyżowało mi trochę plany szybkiego biegania uliczkami. Później było lepiej, nawet baaardzo lepiej 🙂 z wisienką na końcu tygodnia….długim i jak dla mnie morderczym długi wybieganiem przygotowującym mnie w małym stopniu do Maratonu Gór Stołowych. A było to tak:
Running #1 – tak jak wcześniej pisałem, pogoda mnie nie rozpieściła i postanowiłem wybrać się na bieżnię pobiegać w miejscu. Tradycyjnie wybrałem swoją ulubioną i najmniej skomplikowaną w ustawieniach maszynę i zacząłem od rozgrzewki. Jak zawsze 20 minut luźnego biegu, podczas którego zrobiłem ok 3,4km. Trochę bałem się tych interwałów, że nie dam rady. W planie było 3x1600m po 4:29/km. O dziwo dałem radę i czułem się całkiem dobrze. w przerwach zwalniałem przewijanie taśmy do spacerowego tempa, żeby uzupełnić płyny. Ktoś zabrał wiatrak i nie mogłem robić symulacji wiatru. :/ Lało się jak z kranu. Na koniec doprowadziłem organizm do schłodzenia, tzn. chciałem, ale było tak duszno na hali, że nie wiem czy coś dało. Tylko mięśnie mogły się rozluźnić przy wolniejszym tempie 5:46/km w czasie 15 minut. W sumie dystans jaki pokonałem to 11km.
Running #2 – podczas drugiej jednostki treningowej tego tygodnia tempo ćwiczyłem po osiedlowych uliczkach. Na szczęście rozpogodziło się i nie było problemu. W planie miałem pobiec 3km po 5:47, później szybciej 5km po 4:49 i na koniec rozluźnienie 3km po 5:47. Tego dnia czułem moc i lekko mnie poniosło. Pierwsze 3km pobiegłem z lekkim podzamczańskim podbiegiem po 5:14/km i zauważyłem, że jest to moje optymalne tempo, które nie sprawia mi problemu. Kiedy zegarek zakomunikował mi kolejny etap treningu, przyśpieszyłem. Czy dam radę 5km pobiec w tempie 4:49/km? Dałem radę i również czułem spory zapas. Przydałby się jakiś bieg na tym dystansie, to bym sobie podkręcił życiówkę. 🙂 Średnie tempo z tego odcinka wyszło 4:38/km, co dałoby mi nowy rekordzik, nie wiele lepszy ale myślę, że na zawodach docisnąłbym jeszcze. Końcówka miała lekko schłodzić mięśnie w tempie 5:47, ale ja czułem wiatr we włosach 😉 i spokojnie „przetruchtałem” 3km w tempie 4:59/km. Dobry dzień miałem, albo forma idzie w górę. 🙂
Running #3 – na długie wybieganie znowu wybrałem się w góry. Dzięki wspaniałej grupie ludzi mam okazję poznać przepiękne rejony, które mam praktycznie za oknem, a w najgorszym razie muszę do nich dotrzeć jakieś 20km. 🙂 Tym razem to Sławek mi zaproponował wycieczkę i bez zastanowienia się zgodziłem. Podobno była to również część trasy Maratonu Zielone Sudety, o czym w sumie dowiedziałem się w trakcie. Okolice przepiękne, widoki zapierają dech w piersiach. W sumie nie tylko widoki, ale również mnogość podbiegów zatykała mnie niesamowicie. Kiedy zbiegaliśmy z kolejnej górki za Ruprechtickim Spicakiem, zorientowałem się, że coś za bardzo cieknie mi po plecach…Sławek mówi, że to pot i że bukłak w wyniku różnicy temperatur się poci i cieknie. Postanowiłem sprawdzić…niestety bukłak ma dziurę. Niedobrze, za tydzień MGS, a ja tracę swój zbiornik z paliwem. Trudno, trzeba kupić nowy, a tymczasem lecimy do chłopaków, niech każdy nabije sobie bidony i się napije. Przy okazji zdjąłem kurtkę i włożyłem między gumki na plecaku. Jednej rzeczy nie przewidziałem. Kiedy zbiegliśmy ze stromizny pomacałem się po plecach i kurtki nie było. Po wyjęciu bukłaka zrobił się w plecaku luz i kapota wyślizgnęła się…oddałem Sławkowi zbiornik z wodą, żeby napoił kolegów, a ja dalej na górę. Okazało się, że odzienie postanowiło odpaść prawie na szczycie górki:/. Premia górska zaliczona. Ogólnie rzecz ujmując, kolejna górska wycieczka zaliczona na dystansie 24km (3h biegania) i stwierdziłem, że chcę ich więcej. 🙂
Poniżej fotki z długiego wybiegania: