Pamiętam jak dziś, upalny wieczór 24 lipca 2010 roku. Po namowie mojego przyjaciela Tomka, zgodziłem się wystartować w moim pierwszym masowym biegu. Ba, był to w ogóle mój pierwszy rozdział z bieganiem. Jako żółtodziób kompletny, dałem się przerzuć i wypluć dystansowi, na który teraz szkoda mi czasu, żeby się przebierać – 5km. 😉 Nie był to jednak zwykły bieg, to był Bieg Powstania Warszawskiego. Bieg, który poza sportowym aspektem, miał przede wszystkim element patriotyczny. Ten drugi zapadł mi najbardziej w pamięci, kiedy wypalony już po dwóch kilometrach owczego sprintu miałem w głowie uczestników powstania sprzed 66-ciu latu, którzy dali nam sygnał do startu. Kiedy to mijałem grupy rekonstrukcyjne tworzące barykady, kiedy to słyszałem wybuchy przy ulicy Karowej, wtedy docierało do mnie, że w ten właśnie sposób chcę czcić pamięć osób, które kiedyś walczyły o wolną Polskę. Nie jestem za budowaniem kolejnych pomników czy wieszaniem kamiennych tablic, jestem za czynnym kultywowaniem pamięci o tych ludziach. Takim sposobem są właśnie biegi masowe (lub marsze dla niebiegających), które w większym stopniu przykują uwagę mieszkańców miasta, w którym się odbywają i zmuszą do zadumy, niż postawienie kolejnego postumentu, o którym większość mieszkańców nie będzie wiedziało, że powstał. Od tego pamiętnego dla mnie powstańczego startu, każdego roku startuję w przynajmniej jednym biegu o charakterze historycznym. Oprócz Biegu Powstania w Warszawie, czczę również Dzień Niepodległości – dwa lata z rzędu podczas górskiego biegu w Ludwikowicach Kłodzkich.
Nagle zaczęła pojawiać się informacja o nowatorskim projekcie biegowym z historią w tle. Tak oto organizatorzy tego przedsięwzięcia piszą na swojej stronie:
Ideą projektu biegowo–edukacyjnego „Tropem Wilczym. Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych” jest oddanie hołdu żołnierzom polskiego podziemia antykomunistycznego i antysowieckiego działającego w latach 1944 – 1963 w obrębie przedwojennych granic RP oraz popularyzacja wiedzy na ten temat. Wydarzenie niesie silne przesłanie patriotyczne oraz może być ciekawe dla osób w każdym wieku. Bieganie staje się coraz popularniejsze, jednak w tej imprezie atrakcje towarzyszące biegowi, takie jak: pokazy grup rekonstrukcyjnych czy rodzinna gra terenowa sprawiają, że uczestnikami projektu stają się także osoby niebiegające. Zaangażowanie w projekt potwierdza, że idea i wartości, o które swoją walkę oparli Żołnierze Wyklęci są dzisiaj wciąż żywe i aktualne.
Długo się nie zastanawiałem. Podumałem chwilę i wykombinowałem, że bieg ten będzie elementem treningu zaplanowanego na ten dzień. W planie miałem 26km długiego biegu. Pomyślałem, że jeśli pobiegnę sobie na imprezę, tam przebiegnę dłuższy dystans ok. 6km i wrócę, to będzie akurat treningowa długość. Tak zrobiłem. Do biura zawodów wyszło 9,8km. Odebrałem pakiet, spotkałem się ze znajomymi, których była cała masa. Uzgodniliśmy we trójkę (Piotrek, Przemek i ja), że biegniemy na luzie, bez żadnej spiny. Z Piotrkiem zabraliśmy kamerki, żeby uwieczniać pierwszą edycję historyczno-edukacyjnego biegu w Wałbrzychu. Coś niesamowitego…taki event odbył się w 81 miastach w całej Polsce. To pokazuje, że są chętni do świętowania w taki właśnie sposób.
W przypadku wałbrzyskiego biegu, mieliśmy do pokonania 3 pętle mierzące 3km po zrewitalizowanym niedawno Parku Sobieskiego. Jak przystało na nasz region, trasa do płaskich nie należała. Podobnie jak w innych miastach, start nastąpił o godzinie 12, po odsłuchaniu (odśpiewaniu) hymnu. Nie będzie to relacja, jak wszystkie. Tutaj się nie ścigałem, nie przeżywałem kryzysów, nie walczyłem z nikim ramię w ramię…zwyczajnie biegłem i uwieczniałem świętowanie innych. Nie powiem, że się nie męczyłem. Zaliczałem (podobnie jak Piotrek) kilka interwałów, gdzie trzeba było się zatrzymać, żeby nakręcić biegnący peleton, później trzeba było przyśpieszyć, żeby dogonić Przemka i znowu zatrzymać się na kadr itd. Każda pętla kończyła się i zaczynała w miejscu, gdzie był spiker i największa ilość kibiców. Świetną atmosferę wprowadzali współorganizatorzy, grupa Biegaj-Zapobiegaj, owacyjnie witając kolejnych zawodników i jednocześnie zagrzewając ich do walki na kolejnej pętli. Przemek Mikołajczak, człowiek orkiestra, dwoił się i troił w swoim dopingu. Jest widoczny na moim filmie, jak robi fale rękoma ;). Wystartował z nami Prezydent Wałbrzycha, którego od startu do mety prowadził, może tylko towarzyszył, Darek Kalisz – jeden z lokalnych „trójkołamaczy” w maratonie. Na trasie był inny zawodnik, który również ma na swoim koncie złamanie magicznej bariery 3h, ale tym razem jako fotograf – Marcin Jagiellicz. Naprawdę, impreza była okazją do świętowania, ale również spotkania z większością lokalnych biegaczy, z którymi się lubimy, a na zawodach konkurujemy.
Na metę, po ukończeniu trzech pętli, wbiegłem z moim starszym o 10 lat kolegą, Arturem Krysiem. Niestety teraz boryka się z kontuzją, co nie powoduje, że siada na tyłku. Wziął się za treningi Nordic Walking z całkiem dobrymi wynikami na zawodach. 🙂 Wracając do mojego operatorskiego biegu, to spoglądając na wyniki…pomimo bezstresowego startu…zająłem dość przyzwoitą pozycję. Na 131 osób, które ukończyły bieg, byłem na miejscu 53. Pomimo tego, że co chwilę się zatrzymywałem, to na każdym punkcie pomiarowym wyprzedzałem po kilku zawodników. Pierwszy punkt 75 miejsce, ostatecznie 53 ;). Co to by było, gdybym się ścigał? Może pierwsza dziesiątka…? 😉 Nie wiem, po co gdybać.
Po biegu poszliśmy na halę sportową, tam czekały na nas ciasta, gorąca herbata, a na mnie dodatkowo suche ubranie. Przecież przede mną droga powrotna. Przemek i Piotrek przyłączyli się do mnie i ruszyliśmy w stronę domu. Żeby łatwo nie było, pobiegliśmy trochę dłuższą drogą – 13,5km. W rezultacie, niedzielne długie wybieganie, wyniosło ponad 29km. Pięknie spędzona pierwsza połowa dnia, drugą mogłem spokojnie poświęcić rodzince. 🙂
Film, który popełniłem 😉
Bardzo ciekawa relacja 🙂 Gratuluję i życzę powodzenia!
Dziękuję 🙂
Super sprawa 🙂 Mnie niestety nie było, ale na przyszły rok muszę być!
„Wilcze Tropy” to mój ulubiony bieg 🙂