Najdłuższe z długich wybiegań za mną, w tym tygodniu dystanse powoli zaczynają wyhamowywać. Po ciężkim niedzielnym bieganiu czułem coś dziwnego, nie mogłem zaczerpnąć powietrza do momentu nasycenia się. Do tego wszystkiego częściej robiłem głębokie oddechy, nigdy wcześniej czegoś takiego nie miałem. We wtorek zgodnie z planem udałem się na interwały, tym razem na dworze. Najpierw rozgrzewka ok. 3,5km, później pierwszy interwał na odcinku 800m i koniec….nie mogłem uregulować oddechu. Trochę mnie to zaniepokoiło, przecież nie jest to zabójcze tempo, powinienem swobodnie je pokonać, a nie sapać jakbym był po sprincie. Postanowiłem odpuścić i zrobić drugie podejście następnego dnia. Tym razem poszedłem na siłownię, ustawiłem jak ma przebiegać trening i ruszyłem. Rozgrzewka 3,5km, 8x800m po 4:20/km z przerwami 1:30, podczas których wytruchtywałem sobie po 200m. Na zakończenie skróciłem schłodzenie z 10 do 5minut. Nie było tak źle, co prawda łapanie powietrza jak karp wyciągnięty z wody nadal nie ustępowało, to podczas biegu mi to nie przeszkadzało.
Przez to, że interwały były poprzesuwane, na tempowy trening wybrałem się w piątek. Obawiałem się trochę o tempo, czy po środowych szybkich odcinkach moje nogi dadzą radę je utrzymać. Podczas biegu, pierwszy kilometr sobie sprawdziłem i starałem się dopasować tempo do reszty dystansu, nie patrząc co chwilę na Garmina. Na koniec okazało się, że średnia z biegu wyszła 4:46/km, co daje 11 sekund na kilometr szybciej od zakładanego tempa. Znaczy, że treningi idą w dobrym kierunku, w końcu do finałowego sprawdzianu zostały dwa tygodnie. 🙂
Długie wybieganie początkowo planowałem na sobotę z Arturem po płaskich (jak na nasze warunki) Świebodzickim terenie, ale nic z tego nie wyszło ponieważ Szymonek miał testy sprawnościowe do pierwszej klasy o profilu piłkarsko-lekkoatletycznym. Później się okazało, że jednak się nie dostał. :/ Na trening poszedłem w niedzielę ok. godziny 8, żeby mieć później czas na śledzenie poczynań kolegów, którzy brali udział w maratonach w Wiedniu i Łodzi. Plan zakładał 21km w tempie maratońskim (5:20/km). Nie bawiłem się w wynajdywanie ciekawej trasy, tylko pobiegłem wzdłuż ulic do centrum miasta, co dało 9km i z powrotem tyle samo, a to co mi zostało do dystansu dokręciłem między blokami. 🙂 Profil trasy, co widać na załączonym screenie, nie był płaski i mam nadzieję, że podbiegi nie pójdą na marne. 🙂 Strasznie nie lubię tego kręcenia się koło bloków, żeby dobić dystans, a uzbierało się tego prawie 2km. Trening zakończyłem z tempem 5:14/km. Fajny prognostyk, pytanie tylko czy uda mi się utrzymać tempo na dystansie 42km?
Jak tylko wróciłem do domu dosiadłem do śledzenia wyników we wspomnianych zawodach. Chłopaki wybiegali nowe życiówki Leszek 3:38, a Bartek 3:32. GRATULACJE!!!
Podsumowanie XIV tygodnia:
środa R#1 | piątek R#2 | niedziela R#3 | |
PLAN | 10-20 minut warm-up 8 x 800m (4:20/km) – 1:30 RI 10 minut cool-down |
8km @ MT (4:57/km) |
21km @ MP (5:20/km) |
BYŁO | 8 x 800m (4:20/km) | 8km @ MT (4:46/km) |
21km (5:14/km) |
Ciekawe z tymi interwałami – skoro wyszły to musiał być jakiś jednorazowy wybryk… fajnie masz – już tylko dwa tygodnie małej objętości i maraton, lubię ten okres 🙂 Powodzenia i dzięki za gratulacje!
Dziwna sprawa, może to jakiś stres albo coś. Małe ryzyko podejmę atakując 3:45, żebym się tylko nie wyprztykał z paliwa podczas biegu. :/